Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną im. L. Solskiego w Krakowie.
Aktorstwo było jego pierwszym wyborem, chociaż w przypadku niepowodzenia na egzaminach do PWST chciał studiować dziennikarstwo na Uniwersytecie w Poznaniu. "W roku 2021 (jak dożyję) będę obchodził 40-lecie pracy artystycznej".
Jako aktor pracował w teatrach: Teatr Rampa w Warszawie, Teatr J. Kochanowskiego w Opolu, Teatr Cieszyński oraz we własnym, prywatnym Teatrze Tradycyjnym w Krakowie.
Uwielbia role komediowe.
Pierwszy raz wystąpił jako Strażnik pałacu w sztuce Książę i żebrak. Klasyka, klasyk, miał halabardę, jedno wejście i słowa "Król idzie".
Na temat tremy: "Uznałem, że jeżeli nie będę miał tremy, to znaczy, że nic mnie to nie obchodzi i zrezygnuję z zawodu. Na radzenie sobie z tremą mam patent, ale go nie zdradzę".
Razem z żoną Dagmarą zdobyli, jako Kabaret Dasza von Yock, wszystkie znaczące w Polsce nagrody kabaretowe: Grand Prix Festiwalu Dobrego Humoru, I nagrodę festiwalu PAKA, I nagrodę Lidzbarskich Wieczorów Kabaretowych (to najważniejsza) i wiele, wiele innych.
Oczywiście chciałby otrzymać Oskara, a na co dzień "Oskarami" są widzowie.
"Nie mam ulubionego twórcy, ale za to bardzo niepokoją mnie tzw. prapremiery światowe, jak również wykorzystywanie, a raczej przepisywanie cudzych, klasycznych sztuk do własnych, często skrzywionych wizji".
Najważniejszą z dotychczasowych ról był XX w Emigrantach S. Mrożka. Jako człowiek wierzący nie chciałby grać ról obrazoburczych. Wzorem teatralnym jest dla niego nieżyjący już profesor Jerzy Jarocki.
Konflikt między swoimi osobistymi przekonaniami a wykonywaną pracą przeżył raz, kiedy musiał z całym zespołem wziąć udział w przedstawieniu, a na widowni siedział Wojciech Jaruzelski.
Nie ma konkretnego celu teatralnego i uważa, że to jest najciekawsze. I że - na szczęście - nie ma wymarzonej roli.
"Wykonywałem w życiu wiele innych zawodów i - szczerze mówiąc - większością jestem rozczarowany, więc póki co zostanę przy aktorstwie".